sobota, 30 sierpnia 2014

Perypetie kelnereczki vol.I



   Praca kelnerki to kolejne zajęcie, którym zajmowałam się przez pewien czas. Postaram się Wam opowiedzieć trochę jak to wygląda- nie ze strony konsumenta,zaś  kelnerki. Żeby nie było, to nie jestem jakaś specjalistką , nie mam wykształcenia w tym kierunku, wszystko robiłam na wyczucie.
  Zaczęło się od tego, że przyszłam na rozmowę rekrutacyjną, wypadłam dobrze i zostałam zatrudniona. Dostałam pracę w  renomowanej pijalni czekolady. Eleganckie wdzianko-spódniczka, koszula, czarne baleriny i jazda. Z tego względu że 'mój lokal' był dość mały, to nie mieliśmy podzielonych konkretnie stanowisk pracy. Raz gotowałam, robiłam kawy , pakowałam prezenty, sprzedawałam na sklepie, a innym razem byłam kelnerką.  Zdecydowanie wolałam to ostatnie zajęcie, z tego względu, że lubię bezpośredni kontakt z klientem.
   Bywało różnie . Raz mega pozytywnie, innym razem groźnie. Nauczyłam się w tej pracy, że ludzie dzielą się na 2 kategorie:. Pierwsza z nich to ludzie zajebiści, druga - zjebani. Uwierzcie mi, że obsługując ''nowobogackich bufonów", nienadające się do wychowywanie dzieci matki , człowiek może nauczyć się cierpliwości. Tak i też się stało. Stałam się cierpliwą osobą wysłuchując żądania tych wszystkich ludzi, Jeżeli ktoś był w miarę normalny, to starałam się sama polecić coś super ,poprzez wypytanie o preferencje smakowe danego klienta;D Jeżeli ktoś mnie zdenerwował na starcie, to nie skakałam nad nim i 'nie lizałam mu 4 liter'. Byłoby to niezgodne ze mną, bo jestem miła jedynie wtedy, kiedy druga strona również. 
    Nie mam dzisiaj weny do pisania, reszta będzie pózniej. 

Wasza
Adżejta